Ubiegłoroczna zima mocno dała nam się we znaki. Kiedy tylko wiosna rozgościła się na dobre, poczuliśmy mocniejszą niż zazwyczaj chęć wyjechania gdzieś choćby na kilka dni. Mocno zatęskniliśmy za spokojem i kontaktem z naturą. Po tradycyjnej rodzinnej dyskusji, nasz wybór padł na Podlasie. Zastanawiacie się dlaczego? Ponieważ to region, którego jeszcze nie znaliśmy, a od jakiegoś czasu nas intrygował. To obszar, gdzie większość mieszkańców stanowią wyznawcy prawosławia, a w każdej miejscowości można podziwiać piękne cerkiewne budynki.
I wreszcie – przyroda nadbużańskich terenów jest po prostu zachwycająca. Nie bez powodu bociany wybrały Podlasie na swój dom. Choć ptaki te obserwować można w całej Polsce, to właśnie w północno-wschodniej części naszego kraju jest ich najwięcej. Choć przyznam, że nie sprawdzałam, czy ma to znaczący wpływ na wzrost liczby mieszkańców.
Gościnność i historia
Po przejrzeniu dostępnych w internecie ofert, wynajęliśmy pokój w Wiórkowej Chacie, w położonej nad Bugiem miejscowości Mielnik. Nie od razu skojarzyliśmy ważną rolę, jaką odegrała ona w historii Polski, choć termin Unia Mielnicka gdzieś nam w głowach pobrzmiewał.
Już pierwszego wieczoru okazało się, że trafiliśmy po prostu idealnie. Przemili gospodarze, pani Ola i pan Gabriel przywitali nas z iście staropolską gościnnością. Zaraz po przyjeździe wybraliśmy się na krótki spacer brzegiem Bugu, podziwiając piękną okolicę, barwną cerkiew oraz ruiny zamku.
Cudowna woda prawosławnej Częstochowy
Plan zwiedzania dostosowaliśmy do możliwości naszej dwuipółletniej wówczas córki, która okazała się nad wyraz wytrwałą turystką. Już następnego dnia wyruszyliśmy do niezwykłego miejsca, najważniejszego dla wyznawców prawosławia w Polsce. Naszą pierwszą myślą było, że oto czeka na nas prawosławna Częstochowa. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy Góra Grabarka okazała się niewielkim wzniesieniem, na szczyt którego prowadziły kamienne schody. Sama cerkiew z zewnątrz była skromnym drewnianym budynkiem, bez jakichkolwiek śladów przepychu. Wokół zobaczyliśmy las krzyży wotywnych pozostawionych tam przez wdzięcznych pielgrzymów. U stóp Grabarki znajduje się źródełko, a o leczniczych właściwościach jego wody mogliśmy usłyszeć od każdej napotkanej osoby. Wielu okolicznych mieszkańców przyjeżdża tam tylko po to, by czerpać ją do kilkulitrowych baniaków. My również postanowiliśmy doświadczyć tego dobrodziejstwa, a butelki wody spod Grabarki zabraliśmy również dla naszych bliskich.
Przyjazne Araby w Janowie
Najważniejszym punktem pobytu, szczególnie dla naszej córki, była jednak wizyta w najsłynniejszej polskiej stadninie w Janowie Podlaskim. Po raz pierwszy mieliśmy okazję z tak bliska zobaczyć przepiękne konie Arabskie, które z ufnością do nas podchodziły i pozwalały się głaskać. Mała z radością przyglądała się, jak zjadają podawane przez nią mlecze. Spacer po stadninie musiał zrobić na niej ogromne wrażenie, gdyż jeszcze przez kilka tygodni nieustannie „męczyła nas”, żeby opowiadać jej „bajkę” o konikach z Janowa.
Śladami Rolling Stonesów
Wkrótce okazało się, że okolice Janowa Podlaskiego kryją wiele niespodzianek. Dzięki rozmowie z napotkanym taksówkarzem, trafiliśmy do Uroczyska Zaborek i odnieśliśmy wrażenie, że czas się zatrzymał. Na ponad 70 hektarach odkryliśmy pochodzące z dawnych czasów, piękne drewniane budynki. Tylko tam przenocujecie w starej plebanii, leśniczówce albo wiatraku, a kawy napić się można w przytulnej kawiarence o wdzięcznej nazwie Koniec Świata. A skoro o końcu mowa… Kto oglądał serial „To nie koniec świata”? Kręcono go właśnie w Zaborku, zaś w tamtejszej leśniczówce nocowali sławni Rolling Stonesi.
Kartacze w mieście Kmicica
Zwiedzając Podlasie, a konkretnie jego południową część, zahaczyliśmy również o Drohiczyn. To historyczna stolica województwa, dziś najbardziej znana z tego, że kręcono w niej odcinki serialu „Sanatorium pod Klepsydrą”, „Nad Niemnem”, „Panny z Wilka” „Ojciec Mateusz” oraz film „Faustyna”. Z miastem związany jest słynny aktor Daniel Olbrychski, który podobno często bywa w swoim drohiczyńskim domu, choć niestety nie mieliśmy okazji spotkać słynnego Kmicica. Za to spróbowaliśmy wyśmienitych kartaczy – specjału podlaskiej kuchni.
W oczekiwaniu na koronę
A sam Mielnik, który na tydzień stał się naszą bazą wypadową? Jego nazwę wywodzono od młynów wodnych („mielników”) na Bugu lub od staroruskiego słowa mieł oznaczającego kredę.
W centrum wznosi się góra zamkowa, choć tak naprawdę to niewielkie wzniesienie o wysokości zaledwie 180 m n.p.m. a na nim pozostałości zamku i kościoła z wciąż dobrze widoczną fosą. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1379 roku, mury gościły Kazimierza Jagiellończyka, a na koronację w mielnickim zamku oczekiwali książę Aleksander i Zygmunt Stary. To w tym miejscu w 1501 roku podpisano akt Unii Mielnickiej. Warto wybrać się tam na spacer, by poczuć oddech dawnych czasów oraz podziwiać niezwykle malowniczy widok na Bug.
W Mielniku zobaczyć można także jedyną w Polsce wciąż czynną odkrywkową kopalnię kredy. Początki eksploatacji datuje się na XVI wiek, obecnie wydobywa się rocznie 80 tys. ton.
Czy warto?
I na koniec kilka słów o Wiórkowej Chacie. Od pierwszych chwil poczuliśmy wspaniałą energię towarzyszącą temu miejscu. Drewniany dom mieści trzy pokoje dwuosobowe oraz jeden czteroosobowy, każdy z łazienką. Z okna w jadalni podziwiać można malowniczą dolinę Bugu, na podwórzu zaś odpocząć pod rozłożystą lipą i rozsmakować się w przepysznych regionalnych daniach przygotowywanych przez panią Olę. Goście skorzystać mogą także z sauny i jacuzzi. Podczas pobytu można pokusić się o uczestnictwo w warsztatach kulinarnych, nauczyć się tworzenia ozdób z filcu lub wikliny papierowej.
Czy warto skorzystać z gościnności gospodarzy Wiórkowej Chaty? Cóż… my, choć staramy się podczas każdego wyjazdu poznawać inną okolicę, również i w tym roku wybierzemy się do Mielnika. To z kim się tam spotkamy?
Jeśli jeszcze nie przekonałam Was do zwiedzenia Podlasia, zapraszam do obejrzenia galerii.
Spodobał Ci się ten post? Uważasz, że przyda się Twoim znajomym? Będzie nam bardzo miło, jeśli:
go udostępnisz,
zostawisz komentarz,
dołączysz do naszego fanpage’a, gdzie publikujemy ciekawe treści, których nie znajdziesz na blogu,
dołączysz do nas na Instagramie